Kolejowe piekiełko – II część
– Wszystkie znane mi osoby, które z takich lub innych przyczyn odeszły z kolei, nigdy tutaj nie chciały wrócić. To piekiełko we własnym wydaniu – mówi Lidia Ziaja, przewodnicząca Międzyzakładowego Związku Zawodowego Kolejarzy Śląskich, w drugiej części rozmowy z Robertem Wyszyńskim.
Tym razem na blogu nie będzie ani o modernizacjach, ani o rewitalizacjach, ani o taborze, a już na pewno nie o KDP. Dziś – z racji bieżących przełomowych wydarzeń – przenoszę się do tematu śląskich kolei regionalnych, czyli zapraszam na drugą część rozmowy z Lidią Ziają ze Śląskiego Zakładu Przewozów Regionalnych – przewodniczącą Międzyzakładowego Związku Zawodowego Kolejarzy Śląskich
Może powie Pani coś jeszcze o walkach związków i upolitycznieniu zakładu. Przecież to przypieczętowało wasz upadek, przynajmniej moim zdaniem…
Upolitycznienie wynika z ambicji pani poseł Elżbiety Pierzchały, która będąc naszym dyrektorem kandydowała na posła RP. Dostrzegliśmy w tym nadzieję na posiadanie „własnego”, kolejowego posła, a w niej samej obrońcę spraw kolejowych na Śląsku. Pomagaliśmy jak mogliśmy, angażując się w pracę przy kampanii wyborczej, uczestnicząc czynnie w pracach partii. W geście poparcia dla pani dyrektor wielu z nas zostało członkami Platformy Obywatelskiej. Koło PO Katowice Południe było w tamtych czasach bardzo liczne a składało się w przeważającej części właśnie z naszych pracowników. Na stosunki w Śląskim PR od zawsze niesamowity wpływ miała zakładowa „Solidarność”. Byli największą siłą i posiadali charyzmatycznego przywódcę. Ryszard Filipowicz miał olbrzymie wpływy wszędzie tam, gdzie trzeba było coś załatwić. Bez wątpienia zasłużył sobie na szacunek ogółu i wielu pracownikom pomógł. Nie tylko tym zrzeszonym w „Solidarności”. Wtedy związki mogły (nie tylko na kolei) wszystko. Z tej też przyczyny obsady kluczowych stanowisk w zakładzie zależały od przynależności związkowej. Były oczywiście wyjątki, ponieważ pani Pierzchała świetnie radziła sobie z wyciszaniem konfliktów między związkowcami. W obliczu jej złości nikt nie śmiał dyskutować. Po odejściu pani Pierzchały, w „Solidarności” również nastąpiły zmiany. Stanowisko dyrektora objął właśnie ów charyzmatyczny przywódca, a jak wiadomo: „punkt siedzenia zmienia punkt widzenia”. Nowy dyrektor nie mógł akceptować wszystkich zachcianek nowego lidera „Solidarności” – Tomasza Matery, próbował nie naginać się do nacisków, więc ich drogi zaczęły się rozchodzić. Nastąpiła eskalacja konfliktu i dyrektor musiał odejść ze stanowiska. Wszyscy kolejni dyrektorzy borykali się z tym samym problemem i albo robili co chciała „S” i z tego powodu polegli, albo nie chcieli tego robić, więc… też polegli.
Czy pan Samek to „człowiek Matery”?
Mariusz Samek to przewodniczący „Solidarności” w zakładzie, człowiek przygotowany do tej funkcji przez Tomasza Materę. Nie znam dokładnie struktury i zależności w tej organizacji, z pewnością jednak musi liczyć się z jego zdaniem, co wielokrotnie było nam dane oglądać.
Prezes Kuczewska-Łaska chyba lubi konferencje. W marcu 2011 roku prezes groziła w Katowicach wycięciem kilkudziesięciu połączeń, w tym zawieszeniem wszystkich pociągów do Wisły. Padły wówczas pamiętne i chętnie cytowane przez dziennikarzy słowa o wpływie słonecznej pogody na frekwencję w pociągach do tego miasta. Chyba nie opłaciło się takie traktowanie marszałka Matusiewicza, bo dzisiaj do Wisły jeżdżą Koleje Śląskie.
Nie zamierzam komentować słów pani prezes, nie brałam udziału w konferencji. Nie wydaje mi się jednak, by przejęcie tej linii wynikało z wypowiedzianych wtedy słów. Pan Marszałek również nie przywiązuje, moim zdaniem, większej wagi do wypowiadanych przez siebie słów. Powiedział na przykład, że PR i KŚ będą się uzupełniać, i co? Rezultat na załączonym obrazku. Później, że nadchodzi nowa jakość, i co? Słyszymy, że nowych będzie tylko kilka pociągów, reszta z demobilu. Jeszcze później, że skróci się czas przejazdu, i co? Owszem, gdy z osobowego zrobiono przyspieszony. Że zwiększy się komfort jazdy. I co? Jeździmy jak śledzie w beczce, przynajmniej na trasie Łazy – Katowice. Że nie będzie opóźnień. I co? Codziennie spóźniam się do pracy i wracam później niż powinnam. Każdy powinien rozważnie się wypowiadać. Tyle, że słowa prezes Kuczewskiej nagłośniono we wszystkich mediach, a krytyka pod adresem KŚ jest zamiatana pod dywan. Cenzura?
A ja czytałem co innego, mianowicie już prawie rok temu, przed rozruchem KŚ, marszałek mówił jawnie, że sukcesywnie, najdalej od grudnia 2013 roku, Koleje Śląskie będą przejmować przewozy w woj. śląskim. Sytuacja typu „nóż na gardle” jedynie przyspieszyła decyzję o rok. Co do opóźnień, to głównie powodują je, jak wiem, zamknięcia PLK na bardzo ruchliwej linii Katowice – Zawiercie. Może więc zapytam z innej beczki: Jak pracownicy waszych drużyn konduktorskich oceniali masowe likwidowanie przez PR kas biletowych w woj. śląskim?
Pozwolę sobie w tym miejscu z panem się nie zgodzić. Wypowiedzi, o których wspomniałam zapewne można, jak wszystko, znaleźć w internecie. Co do spóźnień – z moich obserwacji wynika, że obiegi są zbyt ciasne. Jedno spóźnienie, nie ważne z jakiej przyczyny, powoduje lawinę kolejnych. Gdy na tej trasie jeździły PR, jakoś nikt nie rozgrzeszał ich opóźnień, zwalając winę na PLK. A co do zadanego pytania – wszyscy pracownicy PR Katowice a także pozostałych zakładów spółki, likwidacje kas biletowych uważają za błędną decyzję. Kasy są zamykane na terenie całego kraju. Uciekają nam wpływy i tracimy zaufanie klienta. Należy pamiętać, że wielu podróżnych to ludzie w słusznym wieku, którzy nie akceptują biletomatów i zakupów przez internet.
Dlaczego prezes Kuczewska-Łaska pozbyła się dyrektora Krzysztofa Radomskiego? Wiadomo, jakie były kulisy jego zwolnienia z PR?
Pan Krzysztof Radomski był postacią budzącą bardzo skrajne emocje, pomimo jego niekwestionowanych kwalifikacji. Wiem tylko, że do spółki wpływały anonimy i donosy na jego temat, ich treści jednak nie znam. Nie wiem, co ostatecznie zdecydowało o jego zwolnieniu.
Reasumując… Według mnie był czas, kiedy można było zawrzeć „pokój” zarówno z marszałkiem jak i z Kolejami Śląskimi. Ale Wy, a może głównie wasza „Solidarność” wespół z centralą spółki PR na czele poszliście „na wojnę”, myśląc że ją wygracie, a Koleje Śląskie poniosą sromotną porażkę lub w ogóle nie wystartują. Tak to ogólnie wygląda z zewnątrz. Przeliczyliście się chyba? Szale przeważyły nierozsądne decyzje i żądania wysokich dopłat w momencie masowego cięcia kursów pociągów. Koszty stałe na tzw. pasażerokilometr mieliście niebotyczne, chyba najwyższe w Polsce. Długie przestoje taboru na kiepskich obiegach, niska gotowość techniczna. Gigantyczny i kuriozalny przerost zatrudnienia w administracji – również. Kolejowe sobiepaństwo w państwie. Pani zdawała sobie z tego sprawę czy nie?
Nie zgadzam się z Panem w kilku kwestiach. Dofinansowanie do linii Częstochowa – Gliwice dla PR było niższe niż jest do KŚ. Byliśmy przygotowani do przetargu, a cena była konkurencyjna dla KŚ. Przewidywane koszty spadły z powodu przeprowadzanych od marca, mających objąć 1/3 pracowników, zwolnień grupowych i spektakularnych działań dyrekcji. Koszty są cięte wszędzie, gdzie się da. Nie dano nam się sprawdzić. To po pierwsze. Po drugie: spółkę PR obowiązuje przestrzeganie przepisów, a te wymuszają pewne zasady eksploatacji i obsługi taboru. To jednak musi panu wyjaśnić znawca tematu, a ja nim nie jestem. Po trzecie: specyfika naszych śląskich linii powoduje wyższe, niż gdzie indziej koszty. Owszem, spółka narzuca swoje koszty, ale na to dyrekcja zakładu nie ma wpływu. Po czwarte: nie wiem skąd te zarzuty o ”gigantycznym i kuriozalnym przeroście zatrudnienia w administracji”. Na 1861 pracowników – 156 to administracja w Biurze Zakładu i w Sekcjach. A jak jest w Urzędzie Marszałkowskim? Dla porównania: w naszym zakładzie jest zatrudnionych 2 informatyków, w UM na porównywalną ilość obsługiwanych komputerów i sieci informatycznych oraz na inne czynności z tym związane – około 20. Jeżeli dodamy do tego teren jaki obsługują, mam prawo mieć nieco inne zdanie. Czy zdawałam sobie sprawę z istnienia kolei jako państwa w państwie? Tak, doskonale i to od chwili podjęcia tam pracy. Już w pierwszym dniu podjęcia pracy na PKP, poznałam na własnej skórze, kim dla zwierzchnika jest człowiek i jak jest traktowany. Miałam porównanie, pracowałam wcześniej w innej, nie kolejowej placówce. Dlatego właśnie podjęłam się pracy związkowej, po to, by z tym walczyć. Niestety poległam, pewne rzeczy są tutaj niereformowalne. Niektóre osoby również, bez względu na wiek, staż pracy na kolei i stanowisko.
Być może wyjście z tego, przepraszam za wyrażenie, „szamba” zawodowego – bo trzeba nazywać rzeczy po imieniu – będzie dla wielu zestresowanych i niedocenionych pracowników szansą na… nowe życie i wyzwolenie się spod tyranii choćby tego związku, o którym Pani wspomina. Wiem iż często takie nagłe szokowe transformacje dają ludziom szansę na rozpoczęcie czegoś własnego, na psychiczne oczyszczenie, a nie ciągłe taplanie się w nieco zdegenerowanym mentalnie środowisku. Ale tą szansę trzeba umieć dostrzec, a nie wiem czy wszyscy będą to potrafili. Tego Wam wszystkim szczerze życzę. Wyrwania się z tego amoku! Widzi Pani taką szansę?
Wiele z osób zwolnionych zostanie skazanych na trwałe bezrobocie. Posiadają wykształcenie zawodowe, wiek przedemerytalny, stracili zdrowie pracując w koszmarnych warunkach, na przejmującym zimnie i upale, w wymuszonych pozycjach ciała. Praca w zakładzie była im oferowana nawet przy utracie zdrowia, zmieniana była kwalifikacja przydatności zdrowotnej i zmieniane stanowisko pracy – dopasowane do wymogów. Nie przejdą żadnych wstępnych badań. Są zagubieni i zdezorientowani. Nie odnajdą się w dzisiejszej rzeczywistości. Administracja to ludzie w większości z wyższym wykształceniem o różnych kierunkach, więc zapewne, ci kreatywni, sobie poradzą. Czy wyzwolimy się spod wpływu związku „Solidarność”? Być może. Należy jednak pamiętać, że tylko ci, którzy pójdą poza kolej. Ich macki są we wszystkich spółkach. Teraz również w instytucjach samorządowych, choć nie pod płaszczykiem związku zawodowego. Dla mnie dzisiejsza „Solidarność” jest zaprzeczeniem swoich pierwotnych haseł, priorytetów i dumnej nazwy. Osoby o prawdziwych solidarnościowych poglądach muszą odejść lub się dostosować, tracąc możliwość wygłaszania własnego zdania, poddać się ubezwłasnowolnieniu. Przynajmniej tak jest w Śląskim Zakładzie Przewozów Regionalnych. Tutaj wszystkie chwyty są dozwolone. Wszystkie znane mi osoby, które z takich lub innych przyczyn odeszły z kolei, nigdy tutaj nie chciały wrócić. To piekiełko we własnym wydaniu. Wszystkim zwolnionym pracownikom naszego zakładu życzę, by znaleźli odpowiednią pracę, odzyskali spokój i pewność dnia jutrzejszego. Myślę jednak, że do końca grudnia przeżyją jeszcze nie jedną sytuację, powodująca wzrost już i tak niewyobrażalnie dużego stresu. Likwidację zakładu dającego nam chleb, wszyscy okupimy utratą zdrowia fizycznego i odciśnie się to na naszej psychice na bardzo długo. Najbardziej boleję nad tym, że nie mam możliwości pomóc pracownikom w znalezieniu pracy. To dla mnie także olbrzymia porażka.
Źródło – Robert Wyszyński , Rynek Kolejowy