Prześluga: Zwykłe oszustwo

przez admin

Lubię, kiedy Adrian Furgalski jeździ na gapę. To znaczy – nie ma biletu, ale jedzie. Nie wie, ale udaje, że wie. Nie zna założeń i intencji, ale (z natury swej) od razu zgłasza zdanie odrębne. To nieodłączna przypadłość ekspertów, którzy własną opinię biorą za rzeczywistość i zamiast zweryfikować u źródeł posiadane informacje, jadą na gapę, czyli mówią co im ślina na język przyniesie – pisze w felietonie Jacek Prześluga, członek zarządu PKP SA.

Od pięciu miesięcy konstruujemy projekt pod bezpretensjonalną nazwą „Dworzec Polski”, którego częścią, absolutnie nie najważniejszą, jest wprowadzenie tzw. opłaty dworcowej. Od pięciu miesięcy tylko jedna dziennikarka, z „Rzeczpospolitej”, zgłosiła się z pytaniem: o co chodzi? Usiadła, dopytała, i wyszła, otrzymując wystarczająco dużo informacji. Jej kolega z „Dziennika Gazety Prawnej” nie szukał prawdy, wolał napisać (15 kwietnia), że czeka nas „wielka zrzutka pasażerów na PKP”, że nowa opłata zamieni się w „myto dla monopolisty” i – co najgorsze – „szacunki, których nie potwierdza ministerstwo, mówią o nawet 3 zł więcej za jeden bilet”. Jeszcze „ministerstwo nie potwierdza”, ale dziennikarz już wie: pasażer zapłaci 3 zł.

Chciałbym, aby to były 3 zł albo choć 1,5 zł!

Oczywiście, informacja natychmiast wytwarza medialny szum. Rzecznik Przewozów Regionalnych płacze. Jakub Majewski, analityk rynku kolejowego, dodaje, że „wprowadzenie opłaty dworcowej przypomina handlowanie przeterminowaną żywności. (…) Dworce, za które można z czystym sumieniem pobrać opłatę, da się policzyć na palcach jednej ręki. Pozostałe często nie trzymają podstawowych norm bezpieczeństwa i higieny”. Minister Engelhardt ostrożnie zastrzega, że chciałby, aby opłata nie uderzyła w przewoźników, a Adrian Furgalski…

Furgalski jedzie na gapę: „Ta opłata to zwykłe oszustwo, a pieniądze zabierane przewoźnikom to ukryta forma pomocy dla PKP SA. (…) Środki zamiast na modernizację dworców trafią na utrzymanie nowej spółki mającej zarządzać polskimi dworcami”.

Cytuję te głosy, ponieważ mieszczą się, niestety, w standardzie branżowych komentarzy. Spośród kilkudziesięciu osób zajmujących się profesjonalnym komentowaniem wydarzeń na rynku kolejowym tylko jedna znalazła w sobie chęć poznania zasad i celowości wprowadzenia opłaty dworcowej. Jedna! Co gorsza, mimo tylu doniesień prasowych zaledwie jeden przewoźnik postanowił dopytać o szczegóły zamierzeń związanych z tworzeniem nowego porządku na dworcach i opłatą dworcową. Czy – uwaga! – sposób liczenia i wielkość kosztów opłaty dworcowej w kontekście strategii biznesowych interesuje speców od marketingu w PKP Intercity, w Przewozach Regionalnych lub Kolejach Mazowieckich? Nie. Zainteresowała się wyłącznie PCC Arriva – z Damianem Grabowskim, członkiem zarządu ds. handlowych, odbyliśmy na ten temat bardzo interesującą rozmowę. Jest jedynym menedżerem, który zadał sobie trud poznania warunków do planu przyszłych zdarzeń.

Świat bieżących komentarzy w branży kolejowej coraz mocniej przypomina mi świat polityki. Nie chodzi o to, by coś wyjaśnić, rozwikłać i przeliczyć na eksperckim kalkulatorze – idzie o lans, o możliwość przyładowania komuś lub czemuś. Nie ma ekspertyz, są impertynencje. Czy jest sens dyskusji o „zwykłym oszustwie” lub „handlu przeterminowaną żywnością”? Czy mamy pytać, które z pociągów „trzymają standardy higieny”? Czy zamiast rozmów o rozwiązaniach stosowanych w krajach UE mamy brać udział w takich jałowych naparzankach?

Polskie dworce, zwłaszcza te małe, są w kiepskim stanie. Nie wszystkie, bo przecież jest wiele takich, którymi można się pochwalić w Europie. Czy jednak któryś z ekspertów przypomniał, że przewoźnicy płacą opłatę dworcową już dzisiaj w postaci rozliczeń za najem powierzchni ogólnodostępnych? Płacą za oświetlenie, ogrzewanie, za sprzątanie, za wodę w toaletach i odśnieżanie przed budynkiem. Wiem – standard usług jest niski, ale też opłata za nie wpisana w cenę biletu i doliczana do kwot dotacji samorządowych i ministerialnych nie należy do najwyższych. Przewoźnicy wiedzą, że są to rozliczenia „po kosztach”. Nie dopytują skąd mamy na załatanie dachu, na malowanie, na pilnowanie obiektów. Nie stawiają takich pytań: polskie dworce po dwóch dekadach braku inwestycji niewiele się różnią od taboru, który użytkują.

Adrian Furgalski nazywa opłatę „ukrytą formą pomocy dla PKP”, stawiam mu zatem publiczne pytanie: jaka forma płatności za korzystanie z dworców przez przewoźnika zadowoliłaby Jego Eksperckość? Od kogo, w jakiej postaci, przez kogo pobierana, w jakiej wysokości, jak naliczana?

Nie słyszałem dotąd, by Furgalski kontestował opłatę za wynajem powierzchni ogólnodostępnych na dworcach. Nie słyszę, by zgłaszał sprzeciw wobec opłat peronowych, także przecież pobieranych przez PLK. Nie było widać buntu w tej sprawie w działaniach Jakuba Majewskiego, gdy ten kierował Kolejami Mazowieckimi.

Wyraźnie za to widać amok. Polityczny, koteryjno-towarzyski, podszyty tradycyjnym „im gorzej, tym lepiej”. Nie ma ekspertyz, są tylko małe eksperckie oszustwa – pisze Jacek Prześluga w najnowszym numerze „Rynku Kolejowego”.

Jutro odpowiedź Adriana Furgalskiego.

(źródło: Jacek Prześluga, 14 czerwca 2010)