Lustro

przez admin

Witam Cię, Drogi Czytelniku, wyluzowana i spokojna. Ostatnie miesiące były dla Kolejarzy Śląskich w PR Katowice, delikatnie mówiąc,  dość trudne. Nie będę do tego wracać, na szczęście, mamy to już za sobą. Niestety problemy Zakładu  nie odeszły razem z dyrektorem „ z Solidarności rodem”. Przyszłość nasza dalej zależy od ilości zamówionych u nas przez Urząd Marszałkowski połączeń. Nie wiemy, dla ilu pracowników wystarczy pracy, a ilu będzie musiało odejść. Tak więc rozkład jazdy na 2012 rok będzie wyznacznikiem stanu zatrudnienia w PR Katowice. Dzisiaj jeszcze nie jest tragicznie. Wprawdzie zabrano nam linię Częstochowa – Gliwice ale zatrudnieni tam ludzie, albo znaleźli pracę w Kolejach Śląskich, albo zostali przeniesieni na inne linie. Niestety nie uniknęliśmy nieświadczenia pracy, które zastąpiło zwolnienia grupowe. Objęto nim około sześćdziesięciu pracowników. Przykre jest to, że w Kolejach Śląskich zatrudnienie odbywa się na nowych warunkach. By podjąć tam pracę, trzeba rozwiązać umowę  w Przewozach Regionalnych. Nie wiem, ile prawdy jest w informacjach, że należy również zrezygnować z przynależności do naszej organizacji. Być może są to plotki, które niestety w wielu przypadkach się potwierdzają. Nikt nie powie tego głośno ( oczywiście nikt prócz mnie),  Istnieje bowiem, nie umiem powiedzieć czy uzasadniona, obawa o stałość zatrudnienia. Pocztą pantoflową roznoszona była informacja – Chcesz pracować w Kolejach Śląskich? Musisz wypisać się z Kolejarzy Śląskich. Pierwsza tura przyjętych tam do pracy, składała się wyłącznie z członków Solidarności. Kasjerzy i  kierownicy pociągu odbierali telefony z propozycją pracy, ale tylko ci, którzy należeli do wymienionej organizacji. Ludzie z oddanej linii, przerażeni milczeniem ich  komórek, składali rezygnacje z członkostwa w innych związkach. Temat dyskryminacji przy przyjęciach do Kolei Śląskich, poruszyłam na posiedzeniu WKDS  i  otrzymałam odpowiedź zaprzeczającą istnieniu takiego procederu. Nie uwierzyłam, miałam ku temu powody. Odniosło to jednak pozytywny skutek, nasi ludzie również zaczęli odbierać telefony. Przy podpisaniu umowy o pracę, otrzymywali   do podpisania również wiadomą  deklarację, której oczywiście nie wręczał przedstawiciel pracodawcy ( a przynajmniej mam taka nadzieję). Pełniąca obecnie obowiązki dyrektora PR Katowice, Pani Renata Rogowska, jest osobą niezwykle pracowitą i ambitną. Podejmowane decyzje wydają się logiczne, przemyślane i kompetentne, a co najważniejsze z mojego punktu widzenia, cechują się  autentyczną  troską o los Zakładu. Po czterech  miesiącach panowania w Katowickim PR  paranoi , po koszmarze polowań na czarownice i absurdzie udowadniania niektórym pracownikom, że są niekompetentni, październik zdawał się baśniowym  snem na jawie. Znów można swobodnie oddychać i nie zadawać sobie każdego ranka pytania – jaką traumę przyniesie kolejny dzień. Przyszedł mi do głowy pomysł napisania, oczywiście w żartobliwej formie, serii felietonów nazwanych „ Poczet dyrektorów PR na Śląsku”. Historia naszego Zakładu jest ewenementem na skalę, chyba nie tylko kraju. Każdy kolejny dyrektor jest postacią niezwykle barwną i wartą poświęcenia mu sporej uwagi.  Każdy z nich odcisnął  tu znaczący ślad i na każdym z nich Zakład odcisnął swój ślad.  Pierwszy  był kwintesencją ambicji politycznych, drugi chciał udowodnić, że można być po drugiej stronie barykady z korzyścią dla zakładu pracy, trzeci spełniał osobiste ambicje,  czwarty do dziś jest w szoku  po kontakcie z kolejarzami, piątemu zdawało się, że z PR Katowice można zrobić  normalny zakład pracy ( i to był jego  błąd). A  szósty? No cóż, nie wiem czego chciał poza tym, by  uprzykrzać życie członkom mojego związku. Wszystko inne było tylko tłem dla walki Tytanów. Ja, w żadnej mierze,  za Tytana się nie uważam,  ale ostatni dyrektor i owszem, tyle, że troszkę się przecenił.  Pomysł  opisania perypetii  kolejnych dyrektorów PR Katowice  mocno mnie kusi i zamierzam go zrealizować.  Na wszystkie te postaci  niewątpliwy wpływ miała nasza zakładowa Solidarność i jej mecenas, czyli szara eminencja, którego nazwisko zawsze budzi skrajne emocje wśród naszych pracowników. Wpływ ten na jednych był  mniej, na innych więcej znaczący.  Niestety, Drogi Czytelniku,  „Poczet” na dłuuugo wyląduje w szufladzie,  przynajmniej do chwili mojej emerytury ( o ile dożyję). Gdyby  wcześniej ujrzał światło dzienne, musiałabym emigrować na wyspy Hula Gula lub wyspę  Bergamuta, no  ewentualnie do Żmijlandii.  Mam jednak nadzieję, że zanim odejdę na zasłużoną emeryturę doczekam chwili, gdy wszyscy zrozumieją jakie priorytety powinni mieć związkowcy i czym powinni się brzydzić. Wiem, wiem, jestem niepoprawną optymistką i idealistką. Dzisiaj wszyscy dbają wyłącznie o własny interes i stan związkowego konta. Każda metoda osiągnięcia tych celów jest dobra. Szkalowanie, oczernianie, rzucanie oszczerstw, sabotaże godne klasycznych thrillerów, doprowadzanie ludzi do skrajnego wyczerpania psychicznego – wszystkie chwyty są dozwolone. Taki mamy dzisiaj świat, takie czasy.  Ale czy nie powinniśmy, przynajmniej próbować, tego zmienić?  Czy zawsze musimy mieć wroga, a jeżeli go nie mamy, to samemu go sobie stworzyć? Czemu to służy  prócz eskalacji niepotrzebnych konfliktów? Nie przyszło nikomu do głowy, że szkodzimy samym sobie i tym, którzy obdarzyli nas zaufaniem? Co daje nam zapiekła nienawiść do innych, prócz obrzydzenia do samego siebie? Pamiętajmy, że to co dajemy innym, wraca do nas ze zdwojoną siłą w momencie, gdy najmniej się tego spodziewamy.  Czy pieniądze, władza, prestiż, na ostatecznej szali ważą więcej niż szacunek dla  siebie? Myślę, że tak nie jest. I jestem przekonana, że akurat w tym przypadku wszyscy przyznają mi rację, może nie głośno, ale patrząc w lustro  –  z pewnością tak.

Z okazji zbliżającego się Święta Kolejarzy życzę nam wszystkim: pewności dnia jutrzejszego, rozwoju naszych firm, godnego uposażenia, szacunku innych i szacunku dla samych siebie, doceniania naszej pracy, powodzenia w życiu osobistym oraz spełnienia wszystkich marzeń.  Bądźmy, Drogi Czytelniku, dumni, że jesteśmy kolejarzami i nie pozwólmy tego przeświadczenia  sobie odebrać. To zależy przecież tylko i wyłącznie od nas.

Jesień jak paleta stu tysięcy barw

Liści pędzlem złotym  pomaluje  park.

Śni wspomnienie lata jezioro zamglone,

Zwisają gałęzi warkocze zmęczone.

Błękit lekko  smutny, jakby przygaszony,

Cieniami  uśmiechów,  szeptu wypełniony.

Samotne jak rubin  jarzębin korale

Na  trawę spadają leniwie, nieśmiałe.

Lidia Ziaja